Illustration: BARBARA KACZMAREK
________________________________________________________________________
POLSKI CATALÀ DEUTSCH ENGLISH ESPAÑOL FRANÇAIS OCCITAN
_________________________________________________________________________
Zwyczajnie, Cyfrojeb na niego mówili na Osiedlu, i śmiali się z niego, bo nic nie robił, tylko liczył, za dnia i w nocy.
Z początku normalnie sobie żył, ot, jak każdy młody na naszym Osiedlu: rano ledwie się obudził, konia walił, potem napił się wody, kromkę chleba zjadł, radio włączył, posiedział… A, że nie było co robić – znowu preclił wajchę.
Potem robił się głodny, to ziemniaków z wczoraj odsmażał sobie na margarynie, telewizor włączał, jak spikerka była ładna, to fistulę frugał ( ale kiedyś, wstyd powiedzieć, do sprawozdania z obrad senatu mu stanął, więc chciał, nie chciał…)
I tak życie mu upływało.
Aż przyszedł dzień, że nic mu się nie chciało, ani jeść, ani… wiadomo.
Siedział, gapił się w podłogę.
I nagle zdało mu się, że coś tam zobaczył, jakiś paproszek świetlisty, punkcik maluśki w podłodze. Nachylił się, oczy zmrużył, coś by chciał przez maleńką dziureczkę wypatrzeć , gdy wtem oślepiony zadrżał i znieruchomiał: zobaczył bowiem Cyfrojeb to, czego zobaczyć się nie da!
Dojrzał NIC.
Nicość mu się w rozbłysku jednym pokazała.
Nicość, co była jego własnym życiem.
Zdenerwował się Cyfrojeb, że mu się tak zerem po oczach wali, już z tych nerw cedzidło chciał popiskorzyć, jak to miał we zwyczaju, gdy wtem myśl taka w głowie mu się rozległa Głosem dudniącym, aż się zdziwił Cyfrojeb: Skąd myśl u mnie?
No i po prawdzie, nie była to żadna myśl, lecz głos Anioła Metatrona: Nicość, człowieku, przywarta jest do nieskończoności, jak smażenina kartoflana do patelni! – tak rzekł Anioł.
No i że niby, co z tego? – wymamrotał Cyfrojeb.
A to, że nicości twojego życia od nieskończoności nie da się odskrobać . Pomyśl o tym, człowieku! – i ucichł głos. Raz na zawsze.
Siedział tak Cyfrojeb, w zero nieskończenie małe w podłodze się gapił. Nowe życie chciałby zacząć, całkiem po nowemu żyć, wiadomo, jak każden!
Ale nie wie jak.
Więc na dobry początek powiedział sobie – JEDEN.
Wiadomo, że po zerze, to zaraz pierwsza jest cyfra.
Od razu jakoś inaczej się zrobiło – jakby początek nowego. No i więcej niż zero.
A jedność ta, co narodziny Nowego Życia zwiastowała, sama poza wszelką wielością była, sama jedna, niepodzielna i niepomniejszalna!
-Patrzcie tylko – zadziwił się Cyfrojeb – malizna taka , a do stwarzania świata się bierze!
Ośmielił się Cyfrojeb i duknął: DWA.
Poczuł, jak od jedności coś drugiego się oddziela, jak pewnie na dwóch nogach samowtór staje. Strach go, owszem, obleciał , ale i radość! Od razu sztamajzel ukręcić mu się chciało, ale patrzy, że owo DWA zupełnie środka nie ma! Owszem, coś na początku i na końcu, a w środku – nic.
No to powiedział – TRZY.
TRZY zdało mu się echem jakiejś rzeczy tak niepojętej, że aż się zachwiał: Początek toto miało i Środek i Koniec, zaiste najdoskonalsza to całość! Zamilkł Cyfrojeb i prawie nic by już nie powiedział (z nerw znowu mu się zachciało tego co zwykle, ale w obliczu bytu absolutnego nie śmiał gruchy walić) i tak by się zakończyło jego digitalne życie, lecz już w ostatniej chwili krzyknął: CZTERY!
I zaraz równowagę odzyskał!
Bo CZTERY samą równowagą było: czterech żywiołów, czterech pór roku rządzących czasem, i wiatrów czterech, i rzek rajskich, i stron świata. Aż się roześmiał Cyfrojeb na ten świat cały, co trwał na czterech nogach podparty, jak stół! Śmiał się, aż PIĘĆ nie wymówił.
I wtenczas w samym środku wesela się znalazł, gdzie się DWÓJKA, jak piersi dwie, z męską TRÓJKĄ się zaślubiała , ale jakoś odechciało mu się przy PIĘCIU samogwałtu ( co od niego mózg rozmięka i włosy rosną między palcami!)
A potem już samo poszło.
Mamrotał liczby za dnia, mamrotał przez sen, jedną po drugiej i nie chciał innego życia niż tego cyfrowego, bo każda świat mu inny pokazywała, a w nim głębie niezgłębione – i wiedział Cyfrojeb , że świat ten końca nie ma!
A kiedy przyszła liczba 746352910946372892084521900346 wzięła go ona i jak tratwa na drugi brzeg przeniosła. Tam liczy sobie dalej Cyfrojeb u stóp Najwyższego, życia nieskończonego (cyfrowego) zażywając, na wieki wieków.